Zdarza się, że to, co wynosi nas na szczyty kulinarnych rozkoszy, staje się przyczyną naszej zdrowotnej klęski. Dlaczego więc to, co smakuje najbardziej, i tylko z pozoru jest dobre, prowadzi do problemów ze zdrowiem?
Szkodliwy nadmiar
Odpowiedź jest prosta. Nadmiar. Czyli resztki niestrawionego pokarmu. W kosmologii chińskiej jin yang. Każdy nadmiar jest spowodowany niedoborem. W tym przypadku można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nadmiar spożywanych produktów nie jest trawiony z dwóch powodów. Niedoboru metabolicznej przemiany materii oraz niemożności całkowitego strawienia pokarmu. Efekt? Otyłość oraz toksemia.
Jemy to, co lubimy. Coraz częściej zaś walczymy z nadwagą. Miotamy się pomiędzy tym co zdrowe, a tym co smaczne. Kiedy pojawia się problem szukamy szybkich rozwiązań. Często zaczynamy się głodzić, sądząc, że takie poświęcenie przyniesie wymierne efekty. Wychodzimy z fałszywego przekonania, że jak nie będziemy jeść, to wszystko samo się wyreguluje. Gdzieś po drodze zrzucimy kilka kilogramów, podniesiemy w ten sposób własną samoocenę. Przecież smukła sylwetka kojarzy się dziś ze zdrowiem. Przynajmniej tego chce kanon piękna ukuty przez światowe media i kolorowe magazyny, które dosłownie pękają w szwach od ilustracji powabnych modelek.
Pamiętajmy: powyższa zasada nie jest regułą. W naszej krótkiej, ziemskiej przygodzie tracimy wiele czasu na walkę i wyrzeczenia. Pozbawiamy się w ten sposób jednej z największej przyjemności życia. Jedzenia. Fundamentem zdrowia i witalności powinna być aktywność fizyczna na łonie natury. Doświadczenie zgoła odmienne od tego, do którego wielu zdążyło się już przyzwyczaić, trzymając w ręku pilota do telewizora, zagryzając jednocześnie smutki kalorycznym posiłkiem.
Cud diety?
Pewnego dnia pojawia się problem. Nagle, z powodu nadwagi, zaczynamy się źle czuć – względem siebie, jak również pod wpływem opinii tych, którzy nas otaczają. Wtedy zaczynamy szukać rozwiązań – szybkich i efektywnych.
Rozpoczynamy poszukiwania. W internetowej wyszukiwarce wpisujemy interesujące nas dietofrazy. Po chwili dowiadujemy się, że istnieje wiele cudownych diet sygnowanych przez samozwańczych guru dietetyki. Wpadamy w ich sidła i zaczynamy jeść codziennie sam tłuszcz lub wyłącznie bialko, a przecież nie jesteśmy misiem pandą, który żywi się wyłącznie pędami bambusa. Mija trochę czasu, a my powracamy do swoich dawnych przyzwyczajeń i starych smaków pozbawionych racjonalnego podejścia do odżywiania. Koło sie zamyka. Chudniemy i grubniemy.
Objadamy sie w dzień i w nocy. Na przemian w smutku i w przyjemności. Nagle z dnia na dzień rezygnujemy z mięsa, pieczywa, bo „to wszystko tuczy”. Pod wpływem trendów i reklamy zaczynamy w ciągu dnia chrupać „styropianopodobne” krążki, zapijając je hektolitrami zielonej herbaty. Wszak wszystkie poradniki wynoszą ją na piedestał cudownego leczniczego napoju na niemal wszystkie dolegliwości.
Złoty środek
Tymczasem powinniśmy wybrać ścieżkę umiarkowania i równowagi. Wystarczy znaleźć złoty środek – między spożywaniem i aktywnością, upajając się zdrowym i odżywczym posiłkiem, przy jednoczestnym zachowaniu regularności tychże obyczajów. Przy okazji, czerpiąc z tego wielką radość życia.
Nasz apetyt jest podsycany i regulowany poziomem energii. Kiedy brakuje nam energii, po prostu jemy, a kiedy jej poziom wzrasta czujemy się nasyceni. Dlatego ciągła walka z nadwagą jest z góry skazana na porażkę. Mechanizm jest tu niezwykle prosty. Narzucone diety odchudzające, gdzie skrupulanie wyliczone, przez dietetyka, dzienne dawki kalorii najzwyczajniej w świecie nie wystarczają do zapewnienia indywidualnej dawki energii.
Stajemy się jak zagłodzeni galernicy, którzy płyną na oślep, widząc tylko naszego dietetyka w roli sternika. Znika radość i przyjemność jedzenia, bo organizm dostaje ciągłe bodźce. Uważaj, tego nie jedz! Uwaga, będzie głodówka! Teraz wypij sok z marchwii! Nic więc dziwnego, że gdy tylko zakończy sie program dietetyczny, wygłodniały organizm, rzuca się w wir jedzenia, aby nadrobić zaległości oraz uzupełnić rezerwy.
Widać teraz wyraźnie, że kluczem do sukcesu nie jest wcale szczegółowe menu rozpisane przez dietetyka, ale sama świadomość – czym tak naprawdę jest jedzenie.
Wspólny posiłek
Uczymy się na pamięć wierszy. W szkole dowiadujemy się co powinna jeść żyrafa i dlaczego żółw żyje ponad 100 lat. W ciagu kilku chwil możemy odpisać na gąszcz maili i jednocześnie wystukać na klawiaturze telefonu setki smsów. Zatraceni w wirtualnym świecie. Powoli przestajemy rozróżniać fikcję od tego, co prawdziwe i naturalne.
Matka natura? Przyroda? Apteka Pana Boga? Kogo to obecnie obchodzi? Facebook. Discovery. Dyskusje. Wielogodzinne debaty. Czytanie bzdur w internecie i dodawanie glupich komentarzy. Bez końca szukamy dowodów naukowych i ufamy pseudoekspertom, a tymczasem wystarczy zdrowe gotowanie w domowych pieleszach, wśród najbliższych nam osób. Wystarczy posiłek przy jednym stole. Spożywanie posiłków w radości.
Ludzkość w XXI wieku dąży do poznania Kosmosu, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że jesteśmy jego mikro odbiciem. Rozwiązania są zatem niezwykle proste. Intuicyjne. Każdego dnia, w dzikim pędzie za materialnym spełnieniem, dokonujemy złych wyborów. Zdecydowanie, i z przerażającą naiwnością, powierzyliśmy nasze życie przygodnym restauratorom, fast foodom, farmaceutom i lekarzom, których niewiele interesuje to, co mamy na talerzu.
Żyjemy w przekonaniu, że nauka wszystko udowodni i znajdzie skuteczne rozwiązanie.
Wsłuchajmy się w siebie
A wystarczy tak niewiele. Zobaczmy jak żyją zwierzęta w naturze. One nie mają problemów z otyłością. Choroby cywilizacyjne, na których leczenie wydajemy każdego roku miliardy złotych, praktycznie ich nie dotykają. W czasie, gdy my studiujemy opasłe tomiska, one mają się świetnie. Matka Natura o wszystko zadbałą. Zwierzęta nie potrzebują leśniczego Dukana, który im rozpisze plan żywienia. Nie mają jadłospisu wyrytego na drzewie i nie muszą liczyć kalorii. Wystarczy, że stoją lub biegają. Żyją zgodnie z naturą. W równowadze i umiarkowaniu, a poprzez instynkt dokonują najlepszych wyborów. Są Tu i TERAZ.